Masaż, poproszę
Gdybym miała dać Wam jedną nieproszoną radę na lepszy dzień, to byłoby to: Idźcie na masaż. Tak, Ty, Szanowny Panie w złotym wieku również. I Ty, kilkuletnia Dziewczynko, też. Idźcie Wszyscy.
W Polsce niestety niezbyt często chodzę na masaże, bo są one drogie. Nadrabiam za to w podróżach. Będąc w Azji jestem w stanie pójść na pięć masaży w cenie jednego sprawdzonego w Gdańsku. Mój ulubiony rodzaj to masaż tajski klasyczny. Wybieram ten w salonie Sabai Jai na Jaśkowej Dolinie, ponieważ z racji lokalizacji i aranżacji panuje tam wyjątkowy klimat. Masaż tajski charakteryzuje się tym, że jest dość intensywny, chociaż stopień natężenia oczywiście możecie dobrać według własnych potrzeb. Niemniej, daleko mu do miziania po ciele. Przygotujcie się raczej na konkretny ucisk i wygibasy. I za to właśnie go kocham! Próbowałam parę razy w życiu relaksacyjnych masaży olejami, ale to kompletnie nie dla mnie. Nie czuję żadnej różnicy między momentem przed a momentem po. Co innego po tajskim. Wchodzę przemęczona i spięta a wychodzę zrelaksowana i naładowana endorfinami, do tego często z pomysłem co zrobić ze swoim życiem :) Właśnie wtedy przychodzą do mnie myśli typu: "A może zacznę nagrywać audiobooki?" I zaczynam. Albo: "Skoro napisałaś już jedną książkę dla przyjaciół, to może napiszesz jeszcze jedną, ale taką, którą spróbujesz wydać?" I piszę.
W Sabai Jai pracują rodowite Tajki. To bardzo istotne, ponieważ tylko one mają w dłoniach jakiś niesamowity niepowtarzalny dar. Znajoma, która ukończyła rozmaite kursy masażu, opowiadała mi, że nie jest w stanie nauczyć się tego dotyku i uważa, że z tym trzeba się urodzić. Ja również, nigdzie w Azji, gdzie do tej pory byłam, nie doświadczyłam dobrego masażu tajskiego, nawet jeśli jako taki był reklamowany, od kobiety innej narodowości. Chociaż mówi się, że podwalin masażu tajskiego należy szukać w Indiach, więc to może jednak Hinduski wiodą prym? Do sprawdzenia :)
Na Filipinach rozkoszowałam się się tzw. dry massage, czyli masowaniem na sucho przez ręcznik albo chustę. Ano właśnie, w sztuce masażu diabeł tkwi w szczegółach. Masowana przez ręcznik byłam zachwycona. Za drugim razem, pani okryła mnie chustą i to już nie było nieporównywalnie słabsze doznanie.
Wspominając Julię, od razu na myśl przychodzi mi Bali. Jest w Ubud miejsce, które nazywa się Nusa Therapy, gdzie równie profesjonalnie podchodzą do rytuału masażu. Jest cichutko, gra uspokajająca muzyka, pięknie pachnie a na zakończenie podawana jest pyszna herbata. Zapamiętałam to miejsce, jak to ja, emocjami i doznaniami, więc atmosfera musiała być wyjątkowa. Jeśli będziecie w okolicy, to zajrzyjcie i dajcie znać, czy nic się nie zmieniło :)
Jeden jedyny raz spróbowałam też masażu twarzy i o ile sam masaż był przyjemny, to otoczenie już mniej. Był to gabinet w domu a sam pokój był urządzony w mało relaksacyjnym klimacie. Do tego, w pomieszczeniu obok przebywał psiak, który poszczekiwał za każdym razem, kiedy ktoś przeszedł po klatce schodowej. Ciężko wówczas skupić się na dotyku. A to przecież on gra tutaj kluczową rolę. Zmysł, który w codziennym życiu traktowany jest po macoszemu, w salonie masażu wysuwa się na pierwszy plan. Ja, na przykład, zawsze instynktownie czułam, że nie chciałabym być masowana przez faceta. Rzadko, ale zdarza się, że w Azji w danym momencie jest tylko taka opcja i wtedy zawsze odpuszczam. Raz skusiłam się na foot massage myśląc, że to przecież tylko stopy, ale więcej już tego nie zrobię. Złota zasada w masażu i w tańcu: Nie rób tego z nieznajomym.
Jeśli już mowa o złocie, to widziałam, że na Malediwach można zamówić masaż przy zachodzie słońca. Nie było mi jeszcze dane, ale to co bardzo Wam polecam, to masaż na plaży. To jest zupełnie inny poziom wtajemniczenia. Jesteście tylko Wy, Wasze myśli, szum fal, delikatny powiew wiatru, zapach lata. Rozejrzyjcie się tylko uchem, czy w pobliżu nie znajdują się beach bary z muzą...
Moi Bliscy wiedzą, że godzinka masażu jest zawsze trafionym prezentem. Sama również lubię obdarowywać voucherami. W Azji to już w ogóle chodzimy na masaże rodzinnie. Jak widać na załączonym obrazku, niektórym zdarza się nawet zasnąć.
Kiedy mam intensywny albo trudniejszy okres w życiu, trzymam się myśli, że po wszystkim pójdę na masaż. Czasami idę więc z bolącym karkiem, ale dużo częściej drepczę z bolącym mięśniem... sercowym. Zrezygnowana, zawiedziona, rozczarowana, niezrozumiana idę opanować wewnętrzny chaos i oddać wszystkie toksyny w ręce Tajek.
Z tego, co z nimi rozmawiałam, podobno nie mogą się Was doczekać.
Nice !
OdpowiedzUsuń❤️
Usuń